środa, 25 września 2013

Mój Ojciec Pijo(k)

Średniego wzrostu, krępej postury, brunet. 
53 lata, od ponad 20 alkoholik. 

Zaczęło się niewinnie, alkohol spożywał jak każdy. Na spotkaniach ze znajomymi, przy grillu, na weselach. Bez upijania się w sztok, tylko tyle, żeby nie siedzieć o suchym pysku i dobrze się bawić. Na co dzień przykładny ojciec, schludny, elegancki, kulturalny - nigdy nie przystawał do stereotypu osoby uzależnionej od alkoholu.

Potem podobno zaczęły się kłopoty w pracy. Za dużo stresu, za duże wymagania, za mało czasu na wypoczynek i dla rodziny. Kieliszeczek po pracy dla odreagowania, szklaneczka whisky, żeby zapomnieć o problemach. Po pracy z kolegami, w domu zwykle sam. 

Z najmłodszych lat pamiętam tylko raz, żeby wrócił do domu pijany. Impreza integracyjna ludźmi z firmy - a w takich sytuacjach wiadomo - alkohol leje się strumieniami. Mama trochę się pozłościła, jak to kobieta - to mnie obudziło i tylko dlatego widziałam go w tym stanie po raz pierwszy. Żadnej awantury, krzyków, zamiast tego przeprosiny i tłumaczenia, że raz na czas każdy ma prawo się napić. 

Nie wiem czy to właśnie wtedy zaczął się jego alkoholizm - raczej nie, gdyż później dalej żył w ten sam sposób. Z samego rana do pracy w korporacji, wracał późnym popołudniem, czasami pod wieczór. Od czasu do czasu po wódce czy piwie, ale lekko tylko podchmielony. Teraz wiem, że to był taki długi okres przejściowy, że jego choroba alkoholowa nie zaczęła się nagle, ale rozwijała się i ewoluowała. Aż w końcu rozwinęła się na dobre...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz